Środa Popielcowa miała różne nazwy, nazywana była np. głową czterdziestnicy i jeszcze sto lat temu nie kojarzyła się tylko z pokutą i umartwieniem, ale była okazją do psikusów i zabaw.
Ponieważ nie ma zgodności, czy powinno się zaliczać do tego okresu niedziele, przyjmuje się, że ten specjalny czas trwa 40 dni. Stąd też i takie określenie na Popielec jak "caput quadragesimae" czyli głowa czterdziestnicy. Tak Środa Popielcowa została określona w pochodzącym z wczesnego średniowiecza "Sakramentarzu gelazjańskim".
W starych książkach i dokumentach można jednak znaleźć i mniej formalne nazwy, odnoszące się nie tyle do religijnego aspektu tego dnia, co do obrzędowości zakorzenionej jeszcze w pogańskich wierzeniach w siły natury: Środa Wypędzenia Zimy lub Środa Zimna. Zawsze jednak Popielec przypada na środę poprzedzającą pierwszą niedzielę postu.
Po pierwsze całodniowego, ścisłego postu oraz nabożeństwa w kościele, podczas którego z ust kapłana padają zaczerpnięte z biblijnej Księgi Rodzaju słowa: "Pamiętaj, że prochem jesteś i w proch się obrócisz". Głowy wiernych zostają posypane popiołem na znak pokuty; przy czym nie ma takiego zwyczaju u protestantów i wyznawców Kościołów wschodnich.
Osiemnastowieczny kronikarz, ks. Jędrzej Kitowicz, pisał, że dość powszechne było przekonanie, że popiół ten pochodzi "z trupich kości". Faktycznie proszek używany w liturgii pozyskuje się ze spalanych palm, które święci się co roku w Niedzielę Palmową. Przedstawiciel amerykańskiego duchowieństwa, ks. Randy Stice tłumaczy, że "gałązki palmowe zwiastują Wielki Tydzień, cierpienie, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa" i upamiętniają triumfalny wjazd Jezusa do Jerozolimy, kiedy to mieszkańcy miasta rzucali mu je pod nogi.
Dawniej zaszczytu pomazania prochem mogli doświadczyć jedynie wybrani, choć oficjalnie już od Soboru w Benewencie w 1091 r. do tego rytuału mógł przystąpić każdy wierny obrządku zachodniego. W praktyce jednak wskazywano najczęściej gospodarza, pana domu czy też głowę rodziny, a ten przyjmował znak pokuty w imieniu pozostałych domowników. Praktykowano też niekiedy zwyczaj wsypywania szczypty poświęconego popiołu do modlitewnika tak, żeby już w zaciszu własnego domu można było obdzielić nim najbliższych. O takich zwyczajach wspominają etnografowie Jan Bystroń i Zygmunt Gloger.
Jeszcze do niedawna w niektórych rejonach Polski, na przykład w Wielkopolsce, młodzi mężczyźni przemierzali wsie i sypali popiołem. O podobnych zabawach w XVIII wieku wspomina Kitowicz. "Swawolna młodzież rozdawała go [popiół] sobie sama, trzepiąc się po głowach workami popiołem napełnionymi albo też wysypując zdradą jedni drugim".
Przeciwnie, zachowało się wiele świadectw mówiących o tym, że ten dzień odczytywany był przez ludność, zwłaszcza z obszarów wiejskich, na kilka sposobów. Po pierwsze jako przejście z okresu zimy do wiosny. Wtedy np. palono kukły symbolizujące zimę albo wykonywano tańce, odzwierciedlające proces zasiewania zbóż. Popielec był także czasem symbolicznego "karania" zwlekających z ożenkiem kawalerom i pannom. I tak jedno z przysłów mówi, że coś lub ktoś może być "zwiędły jak panna we Wstępną Środę".
W "Obyczajach staropolskich XVII-XVIII wieku" Zbigniew Kuchowicz wspomina o dość makabrycznym dowcipie, polegającym na tym, że dziewczętom zgromadzonym np. w kościelnej kruchcie, przypinano do ubrania "kurze nóżki, indycze szyjki, skorupki od jajek". Ale i kobiety w Popielec mogły się zrewanżować tym, o których wspomina się w przyśpiewce odnotowanej na Ziemi Łęczyckiej: "A latka, moje latka, co zem je zmarnował, ani jo sie ozynił, ni jo powyndrował. A chciołym sie ozynić, mama mi nie dała, a chciołym powyndrować, dziewcyna płakała". I takim nieożenionym chłopakom przywiązywano do nogi drewniany klocek lub "kłodę popielcową", którą musieli ciągnąć przez wieś na znak swojej matrymonialnej niezdarności. Co ciekawe, podobny zwyczaj funkcjonował także u innych słowiańskich narodów, m.in. na Słowacji, Ukrainie czy nawet w Słowenii.
Śląski, dziewiętnastowieczny etnograf Józef Lompa notował, że "Środą Popielcową jest pospolite święto kobiet w Górnym Śląsku, albowiem wszystkie, które w tym roku za mąż poszły, wykupować się muszą". Zamężne organizowały tzw. comber, czyli zabawę w czasie której młode mężatki mogły się wkupić w łaski statecznych matron. Gdyby jednak któraś nie reflektowała na takie atrakcje, czekał ją ostracyzm i "przymus, co na pijatykę obrócone bywa". Zaskakująca była w tym wszystkim rola mężczyzn, zwłaszcza mężów, których zadaniem było usługiwanie kobietom, a przede wszystkim należyte opłacenie karczmarza.
Etnograf Jan Szymik opisuje praktykowane w regionach cieszyńskim i opolskim pogrzeby basów: "muzykanci chowali do pudeł lub zawijali w płótno instrumenty, zamykali je w skrzyni symbolizującej trumnę, formowali kondukt pogrzebowy i wynosili skrzynie z biesiadnej izby". Przy czym, jak zauważa folklorysta, miało to charakter obrzędu religijnego i należało umartwiać się na pogrzebową modłę.
Z relacji Ewy Nowosz z Lubelszczyzny dowiadujemy się, że "przed Środą Popielcową to trzeba było wszystkie garnki po tłuszczu wymyć, bo zawsze mama mówiła +jutro już Cygany w nocy przyjdo, zabiorą słonine i nie będzie słoniny, nie będzie nic+" (za Ośrodkiem "Brama Grodzka - Teatr NN"). Podobnie wspomina te czynności góralka z Podhala, opisana przez Krystynę Kwaśniewicz w "Zwyczajach dorocznych": "Myli garnki z tego tłuscu, bo jakby zjod trochę tłuscu, to grzech był okropny".
W tym samym czasie nastawiano też żur na zakwasie z mąki lub płatków owsianych (żur owsiany), który w odróżnieniu od dzisiejszego wielkanocnego żurku z jajkiem i białą kiełbasą, bardziej przypominał białą polewkę. Potrawę tę nazywano niekiedy po prostu "kisielem" i była ona spożywana przez dorosłych. Dzieci i osoby starsze mogły też spożywać mleko czy bardziej obfite pokarmy. Przy czym poszczono dłużej niż tylko w Środę Popielcową, bo i w każdy piątek oraz środy powszednie. Niektóre zapobiegliwe gospodynie, żeby nie kusić niepotrzebnie domowników wykwintniejszymi daniami, "zostawiały sobie w kuchni tylko kilka garnków niezbędnych", zauważa etnograf Jerzy Pospiech.
Część kultywowana jest tylko w ramach folklorystycznych występów, choć samo posypywanie głowy popiołem, urosło do rangi symbolu, wykraczającego poza ramy obrządku katolickiego. Gdyby jednak ktoś chciał przybliżyć się, choćby kulinarnie do dawnej, bogatej i zróżnicowanej obyczajowości, to za "Kucharką litewską" Wincentyny Zawadzkiej może przygotować
"Piwo grzane postne z makowem mlekiem": "Proporcja: 1 garniec piwa, trochę cukru, 2 szkl. maku. Zagrzać piwo, rozmieszać z gęstem makowem mlekiem i nie gotować, tylko mocno ogrzać, inaczej mleko mogłoby się ściągnąć. Można do tego dołożyć cukru".
(PAP) Marta Panas-Goworska aszw/
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz