"Coś dobrego się u nas na Mazurach zrobiło. Przedłużamy to, co było, ale i zostawiamy coś po sobie. Robimy protezę naszej historii" - powiedziała PAP Monika Czerwonka, która z grupą znajomych porządkowała cmentarz ewangelicki na obrzeżach Ukty w samym centrum Mazur.
Specjalność pani Moniki podczas prac porządkowych, to układanie nagrobków z polnych kamieni tak, by ułożona mogiła była stabilna i ładna.
"Staramy się dbać o przeszłość, żeby wiedzieć, skąd jesteśmy, że tu ktoś przed nami mieszkał, pracował, kochał to miejsce tak, jak my teraz kochamy. Kiedyś im tu było dobrze, dziś jest tu dobrze nam" - dodała Sylwia Bolz.
Opuszczone, zarośnięte krzakami cmentarze - często malutkie - są na uboczach niemal każdej mazurskiej wsi. Wiele z nich jest na odludziach, na skraju lasu, bo osady, przy których powstały 150 czy 100 lat temu, dziś już nie istnieją. Czasami o tym, że w danym miejscu są groby, świadczy kilka połamanych mogił, innym razem tylko charakterystyczna roślinność - bluszcz czy barwinek.
Mazurskie cmentarze są dziś zapomniane nie tylko dlatego, że społeczność mazurska jest bardzo nieliczna.
"W latach 90. XX w. na tych cmentarzach dochodziło do masowych grabieży, na co nie reagowały ani służby konserwatorskie, ani organy ścigania. Kamieniarze przyjeżdżali na cmentarze po materiały, granit czy marmur, które wtórnie wykorzystywali. Wycinano krzyże, ogrodzenia. Czasami zdarzało się, że ogrodzenia cmentarne trafiały do wsi jako ogrodzenia ogródków" - powiedział PAP także porządkujący cmentarz w Ukcie Cezary Korenc.
Przyznał, że masowe grabieże były wówczas bezkarne, bo miejsca te uważano za "obce, poniemieckie, nie nasze".
"Zmiana takiego myślenia wymagała wielu lat" - przyznał PAP Korenc, który zaangażowaniem w ratowanie mazurskich cmentarzy zaraził innych.
Do każdego z uporządkowanych cmentarzy Korenc sporządza coś w rodzaju kroniki: ustala, kto i kiedy był tam pochowany, szuka w kronikach kościelnych i archiwach informacji na temat tych ludzi. Czasami udaje się mu lub jego znajomym dotrzeć do rodzin Mazurów, których groby uporządkowano w ramach społecznej akcji.
"To jest ostatni moment na takie działanie. Coraz mniej jest ludzi, czy w Polsce, czy w Niemczech, którzy mogą nam coś o tych cmentarzach, o pochowanych na nich ludziach opowiedzieć. To ostatnia chwila, nie wolno nam jej zmarnować" - podkreślił.
Korenc przed laty w małej wsi Siniec pod Kętrzynem namówił sąsiadów na uporządkowanie cmentarza. "Tak nas to zintegrowało, że za namową mieszkańców w 2011 roku założyłem stowarzyszenie Blusztyn. Nazwa pochodzi od niemieckiego brzmienia nazwy naszej wsi - Siniec" - wytłumaczył. Dziś na Mazurach działa kilka podobnych stowarzyszeń, do akcji prac na mazurskich cmentarzach dołączają też osoby niezrzeszone, które czują potrzebę ocalania tego, co odchodzi w przeszłość.
Rodzina państwa Grygo z Krutyni nie tylko porządkuje cmentarze, ale też prowadzi klinikę krzyży. Gdy znajdują pod warstwą humusu krzyż, odkopują go i zastanawiają się, co zrobić, by wyglądał jak należy. "Czasami wystarczy te krzyże tylko oczyścić i odmalować" - powiedział PAP Krzysztof Grygo, który z synem Hubertem zajął się wszystkimi odnalezionymi na tym cmentarzu krzyżami. Te, które ocalały w całości lub prawie w całości, okazały się niezwykłe: oprócz imion i nazwisk zmarłych dawni rzemieślnicy wylali na nich figurki antycznego boga śmierci Tanatosa, który w rękach trzyma zgaszoną pochodnię, czy złączone dłonie dwojga osób.
"Z resztek zachowanych farb i kwerendy na innych cmentarzach oraz kwerendy archiwalnej wiemy, że krzyże były czarne, a napisy i wszelkie zdobienia - złote. Dlatego tak je odnawiamy" - powiedział PAP Krzysztof Grygo, który czasami, by spoić połamany krzyż w całość, wspólnie z synem dorabiał niewidoczne dziś dla przeciętnego widza zespolenia, łatki, wkręcał śrubki. "Hubert jest ortopedą, więc się śmieliśmy, że chłopaki profesjonalnie składają te pogruchotane elementy w całość" - przyznała Maria Grygo.
Prawdziwym wyzwaniem okazał się krzyż pastora Gustawa Kendziory, przedwojennego budowniczego kościoła w Ukcie. Z jego krzyża ocalało tylko jedno ramię z wylanym imieniem "Gustav" i literami "Ke" z nazwiska. Fragment przechowywał obecny pastor, który chciał, by krzyż wrócił na mogiłę. Panowie Grygo oczyścili ocalały fragment i połączyli go w nową konstrukcję w taki sposób, by było widać, gdzie jest część historyczna, a gdzie współczesna.
Gdy krzyż wrócił na miejsce, okazało się, że państwo Grygo od lat mają w domu biblię należącą do... pastora Kendziory.
"Biblia ta należała do babci mojej żony. Jest wydana w połowie XIX wieku, po polsku. Widziałem na niej autograf, ale nie umiałem go odczytać. Gdy pokazałem ją zaprzyjaźnionemu historykowi, znawcy dziejów tych ziem Andreasowi Kosertowi, ten od razu odczytał, że to podpis pastora Kendziory. Taki niecodzienny zbieg okoliczności. Widać musiałem ten krzyż pastora odnowić, takie było przeznaczenie" - przyznał Krzysztof Grygo.
Maria Grygo, która oprócz prac porządkowych angażuje się w kwerendy archiwalne, kiedyś przez internet dostała prośbę od mieszkającej w Niemczech młodej dziewczyny.
"Pisała, że jej babcia, Mazurka, chciałaby mieć ziemię z cmentarza ze Starej Różanki, na którym są pochowani jej przodkowie. Pojechaliśmy, wzięliśmy garstkę, wysuszyliśmy i wysłaliśmy do Niemiec. Po jakimś czasie okazało się, że wzięliśmy tę ziemię z okolic grobów przodków tej pani" - powiedziała Maria Grygo.
Społecznicy, którzy porządkują mazurskie cmentarze, zauważyli, że taka praca zaraża innych, sprawia, że mieszkańcy, którzy nie dostrzegali tych cmentarzy, teraz się nimi interesują. Gdy porządkowali cmentarz w Ukcie, przyszedł do nich mieszkaniec okolicy i opowiedział, że letnie wichury połamały wiele gałęzi, konarów.
"Pozabierałem je z tych krzyży, żeby się nie połamały" - przyznał.
Mazurzy byli ewangelikami, często mówiącymi po polsku lub w gwarze mazurskiej. Ponieważ przed II wojną światową na tych terenach były Prusy Wschodnie, po wojnie traktowano ich jak osoby obce kulturowo, religijnie, wyzywano od "hitlerowców". Wiele osób, które nie uciekły w czasie wojny i tuż po niej na skutek represji władz i szyderstw ze strony sąsiadów, wyjeżdżało do Niemiec w okresie PRL. (PAP)
Autorka: Joanna Kiewisz-Wojciechowska
jwo/ miś/ mow/
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz